"Żeby urodzić, nie wystarczy dać się zapłodnić - napisałam, kiedy Julek się zdrzemnął. - Trzeba jeszcze poczuć trzepotanie zarodka we wnętrzu, twardnienie macicy zbijającej się w ochronny pancerz, rozciąganie skóry na brzuchu, puchnięcie piersi wypełniających się żółtym płynem i ból pleców obciążonych ciężarem dwóch ciał. Żeby urodzić, trzeba poczuć pękanie pęcherza płodowego, ból skurczy okleszczających miednicę, suchość otwartych do krzyku ust".
Krzyk obudzonego dziecka wyrwał mnie z mętnych rozważań. Po co jeszcze piszę? To pisanie niczego nie załatwiło. Wróciłam do punktu wyjścia, równowaga w moim życiu nie była czymś naturalnym.
Wstałam znad kartki niespełniona, jak po przerwanym stosunku. Chciało mi się płakać. Jaka zupa wyjdzie z mojego garnka? Pomidorowa? Nerwowa? Z kluskami? Ze łzami? Czy tak wygląda początek histerii? A może "globusa"? Sto lat temu każda porządna pani domu cierpiała w powodu tych lub innych przypadłości. Teraz już nie wypada. Albo jest się Madonną, albo sześciorękim Siwą. Albo Madonną, albo Siwą. Albo ma, albo si. Albo-albo.
Więc dosyć trzepotu, co ma być, to będzie, nie ma się co szarpać, klatka się zamknęła. Przy dziecku nie ujawnia się negatywnych emocji, dziecko jest jak gąbka, wszystko chłonie. A matka furiatka powinna zasięgnąć porady lekarskiej, jak piszą w podręcznikach dla rodziców, w przeciwnym razie dzieciak będzie się darł w napadach złości, ściągając obywatelskie gromy spojrzeń. "Unikaj stresu w <> dni", "Nie upieraj się przy swoich racjach", "Wyjdź na chwilę" - znałam to na pamięć. Za bardzo wierzyłam książkom, żeby się bez nich obyć, zwłaszcza w sprawach wychowania dziecka. To przekraczało moje wrodzone zdolności.
- Zakładamy kurteczkę.
- Nie.
- Założysz.
- Nie.
- Założysz.
Z poradnika dla rodziców: "Obejmij".
- Chodź do mamy.
- Nie.
- Nie wyrywaj się.
- Nie.
- A właśnie, kurwa, że tak! Kurwa, kurwa, kurwa!
Z poradnika: "Bacz na słowa".
- Teraz butki.
- Butki nie.
- Jedna nóżka... druga nóżka... Nie uciekaj, gnoju, bo...
Z poradnika: "Wyżyj się na czymś".
- ...bo jak walnę w dupę!!!
Z poradnika: "Przelej to na papier".
Przelewam.
Z poradnika: "Przecież nie jest aż tak źle..."
- Nie?
- Czytałam w piśmie dla kobiet, że siedzenie w domu z dziećmi grozi mężczyźnie utratą męskości. A kobiecie?
- Co kobiecie?
- Czym grozi?
- Czytaniem pism dla kobiet.
- Spotkałam tatę Rafałka.
- Kim jest tata Rafałka?
- No... tatą Rafałka.
- Aha.
- Kim ja jestem?
- W jakim sensie?
- No, jeśli on jest tatą Rafałka, to kim ja jestem?
- Martą.
- Aha.
- Jestem gruba.
- Skąd wiesz?
- Odjęłam wagę od wzrostu i podzieliłam...
- Och, przestań już! Dlaczego nie może być dobrze, tak jak jest?
- No, właśnie. Dlaczego?
© W.A.B