Jonathan stanął na światłach i popatrzył za oddalającym się tramwajem. Napis "Louiza" zmieniał się na elektronicznych tablicach z francuskiego na holenderski i odwrotnie. Było coś uroczego w tej nazwie, zawrót głowy kobietą, która mogła być europejską królową albo nowoorleańską nastolatką, przysłaniać policzek wachlarzem albo zakrywać ręką zbyt duże zęby w uśmiechu
Romans na boku letniego małżeństwa, lifting erekcji.
Nadjechał kolejny tramwaj, mrugając napisem "Montgomery".
Była jednak kwestia honoru, podstawowa zasada, którą wyniósł z chłopięcych lektur: nie odbierać kobiety innemu mężczyźnie.
Wysunął z kieszeni komórkę - Andrea nic dziś nie napisała. Bardzo dobrze, on też nie napisze. Przecież nic się między nimi nie wydarzyło, nawet nie zaproponował jej spotkania. To tylko taka gra, ani wstępna, ani występna.
Powiódł wzrokiem za autobusem z napisem "NATO", który zmienił się w "OTAN".
Może to się samo rozmyje. Oby.
© W.A.B