Andrea nie chciała go wpuścić, ale usiadł na korytarzu i tkwił tam, aż wystawiła głowę za drzwi i widząc go skulonego, powiedziała, że nie mogą się widywać.
- Wiem, co się stało - powiedział, wstając.
Cofnęła się i pokręciła głową.
- Wiem, naprawdę wiem - szeptał, zbliżając się do niej powoli.
Znów pokręciła głową, a on wyciągnął do niej rękę i włożył delikatnie palce w jej włosy.
- Andrea...
Wziął ją za głowę, potem na ręce. Tulił, przekraczając z nią próg, przeszedł przez salon, ułożył ją na łóżku. Nie patrzyła na niego, milczała z zaciśniętymi ustami i dłońmi. Gładził je, dopóki nie zaczęły się otwierać. Lizał i całował jej palce, jeden po drugim, uważnie, czule. Trzymał w ramionach, kołysał, aż przestała się kulić.
Wtedy zaczął ją głaskać całą - od śliskich włosów, przez ramiona, piersi, brzuch, biodra, uda, kolana. Zsunął jej skarpetkę, pieścił każdy palec, lizał szczeliny między nimi, całował paznokcie. Kiedy jęknęła, podwinął jej spódnicę, odsunął brzeg majtek i wszedł w nią, bez rozbierania - tylko jego członek i jej cipka. Andrea wygięła się w łuk i rozpłakała, a on zagarnął ją pod siebie i doszedł, bez jednej myśli, z mokrą twarzą, w szczęściu i strachu.
© W.A.B