„Nielegalne związki" Grażyny Plebanek - o jakże to odmienna lektura od wszystkiego, co dotychczas czytałam! Historia miłosna widziana oczami mężczyzny. Szczera, momentami pikantna, bez grama bawełny, pruderii i woalu. Poruszająca, zaskakująca i przejmująca do głębi. Przerażająca, kiedy uświadomimy sobie potęgę uczuć i swoją, w jej obliczu, bezbronność (niezależnie od strony barykady, po której przyszło nam stać
Bruksela, a w niej oni: młodzi, piękni i ambitni, uwikłani w miłosny trójkąt. Tak, barwne życie Megi, Jonathana i Andrei pochłania i nie pozwala na dłużej odejść do swoich spraw. Kręcimy się więc po urzędniczych salonach, zdobywamy biznesowe imprezy, zerkamy za kulisy świata mediów, by na ich tle dostrzec nasze dziewczyny. Biegamy prowadząc dom, opiekujemy się dziećmi, uczestniczymy w kursie twórczego pisania, staramy się ogarnąć czułą miłość do żony i zrozumieć kłębiące się w głowie obsesyjne myśli o kochance - towarzysząc głównemu bohaterowi, sprawcy zamieszania i fabuły.
Prawda jest taka, że niewiele więcej można napisać, by nie powiedzieć za dużo. Jedno jest pewne - spojrzeć na świat męskim okiem, posłużyć się tą szczególna optyką i zupełnie inaczej spojrzeć na gąszcz zależności, powinności, lojalności, hierarchię wartości i życiowe priorytety, jest naprawdę niezwykle. Tak, przeżywałam tę fabułę. Rozbicie bohatera momentami mnie irytowało (choć, powiedzmy, byłam w stanie je zrozumieć), potęga jego obsesji wydawała mi się wręcz chora, za to ból Megi - bolał jak własny. Andrei ... Andrei współczułam, bo to, co połączyło ją z mężem innej, było silne i niezwykłe (zwłaszcza, że trwało długo i intensywnie), jednak ona zawsze była "tą trzecią" (no i nie mam złudzeń, że owa dzika namiętność, po odarciu ze swej magicznej otoczki, czyli po przeniesieniu na grunt szarej codzienności, nie miałaby szanse na przetrwanie (a już na pewno nie w swej barwnej, ekscytującej postaci).
„Nielegalne związki", książka o odważnej, zmysłowej okładce, doskonale oddającej klimat skrytego w niej wnętrza, choć w niczym nie przypomina ani lekkiej, kobiecej literatury, ani książki z mocną akcją sensacyjną, magnetyzuje, ciekawi, trzyma w napięciu i zaskakuje (choć przyznaję, że wolałabym bardziej jednoznaczny i budujący the end). Co ciekawe, choćbyśmy nie wiem jak unikali filozoficznych rozważań, zmusza, by przystanąć, na chwilę stracić oddech, zrobić remanent w głowie i jeszcze raz poustawiać sobie wszystko na jej półkach, w sektorze związków damko-męskich. Szczerze polecam tę książkę - diabelski młyn, huśtawkę skrajnych emocji, karuzelę uczuć i spraw dużego kalibru, opisanych lekko, zmysłowo, podanych w fantastycznej postaci.